Stronyfbrweb

poniedziałek, 23 września 2013

SAŁATKA ŚLEDZIOWA POZNAŃSKA


Nienawidzę ryb. Przynajmniej całe życie nienawidziłem. Utrzymywałem, że Panga (ze względu na brak specyficznego zapachu) jest moim ulubionym morskim stworzeniem. Paluszki, kostki, medaliony zawsze mogły pojawić się na moim talerzu. Ostatecznie przeszedł jeszcze tuńczyk z puszki oraz pstrąg. Coś jednak się w tym roku zmieniło. Wyjazd nad morze dodał mi odwagi. 

Wspólna wycieczka ze znajomymi do Gdyni spowodowała, że musiałem przełamać lody. To przecież tradycja - nad polskim morzem jemy ryby. Oni ciągle o tym gadali, o
d pierwszego dnia. Presja była duża. Kiedy wreszcie nastał ten dzień, usiedliśmy w smażalni. Zaraz obok stał przepiękny statek - Błyskawica. Z niepewną miną zamówiłem sobie Dorsza.

Dwa razy wbiłem widelec w morskie stworzenie. Zwariowałem! Boże, pyszne. Przez cały czas zachwycania się nad wyjątkowym smakiem dorsza myślałem o tych wszystkich straconych latach, kiedy ryby dla mnie nie istniały. Przygoda w Gdyni była dopiero początkiem. Od tamtej chwili jadłem już tuńczyka z grilla, krewetki. Wszystko jest naprawdę cudowne. Nareszcie morze otworzyło i przede mną swoje serce.

Kolejnym etapem była poznańska sałatka śledziowa. Śledzie kojarzą mi się ze świętami wielkanocnymi. Rodzice zawsze robią sobie śledzia w różnej postaci, ponieważ go kochają. Ja niestety nie. Magda Gessler w przepisie radzi, aby wszystkie składniki pokroić w kostkę. Pomyślałem, że to jeszcze gorzej bo w razie katastrofy nie będę mógł wydłubać ryby. 

Wieczorem odwiedzili mnie znowu moi znajomi. Swoją drogą nie wiem jak to jest, ale zawsze kiedy realizuję kolejny przepis z książki to ktoś chce mnie wieczorem odwiedzić. Tak jakby wyczuwali - O BĘDZIE JEDZENIE, CHODŹMY! Dla mnie to oczywiście ogromna radość. Przecież nie ma nic gorszego niż przyrządzić coś cudownego w kuchni i siadać do stołu samemu. 

Wegetariańskiego M. (tego samego co bał się kapusty kiszonej) niestety nie udało się przekonać, by skosztował sałatki. Na szczęście drugi pan M. dał się namówić. I znowu ryba zrobiła mi numer. Znowu smakowało! Generalnie to wszyscy, którym udało się spróbować sałatki byli zachwyceni. Niestety półmisek jest już pusty, dlatego nie czekając, dzisiaj zrobię kolejną porcję.

Przepis zdecydowanie udany! Strasznie cieszę się, że postanowiłem w tym roku jechać na tę wycieczkę. Odmieniła ona moje podniebienie na dobre. Teraz nic co morskie nie będzie mi obce. Postaram się spróbować wszystkiego. Wiem, że pewnie nie wszystko będzie mi smakowało, ale przynajmniej będę tego pewny, ponieważ wszystkiego spróbuję.

czwartek, 19 września 2013

ZUPA SEROWA


Jak tylko kupiłem książkę "Kuchenne Rewolucje" moją uwagę od razu przykuła zupa serowa. Kilka miesięcy temu wybrałem się ze znajomymi na obiad do restauracji. W niewielkiej krakowskiej knajpce "Warsztat" odkryłem fantastyczny smak zupy serowej. Nie miałem pojęcia jakie sery konkretnie składały się na to cudo. Wracając z uczty, jeszcze przez długi czas wspominałem ekstazę jaką przeżyło moje podniebienie.

Kilka dni później postanowiłem odtworzyć ten rajski posiłek. Sporo kombinowałem jak przenieść ten ideał do mojego domu. Udało się. Aromat szczypiorku i kilku serów pleśniowych stał się moim daniem popisowym. Wszyscy znajomi, którzy mieli okazję spróbować zupki byli w niebo wzięci. Niektórzy prosili wręcz o przepis. Ci, którzy chcieliby koniecznie przekonać się na własnej skórze jak smakuje moja zupa, to pod tym linkiem znajdą instrukcję obsługi.

Właśnie dlatego zupa serowa, którą proponuje Magda Gessler była dla mnie czymś ważnym. Niestety zaraz po przeczytaniu składników potrzebnych do przygotowania dania, byłem pewny, że zupa nie ma nic wspólnego z tą moją. Pomyślałem, lżejsze Fondue. Nie pomyliłem się. Zupa serowa z książki "Kuchenne Rewolucje" to nic innego jak szwajcarski przysmak ze zmienioną konsystencją.

Przepis był dla mnie o tyle wyzwaniem, że znalezienie Kirszu w Polsce graniczy z cudem, albo ja mam wyjątkowo dużego pecha. Po "zwiedzeniu" trzech sporych supermarketów stwierdziłem, że Alma będzie moim ratunkiem. Nie. Tam też nie znalazłem. Zmęczony, zły i wściekły zadzwoniłem do mojej mamy, by ponarzekać jaki ten świat jest niesprawiedliwy. No tak, w tym momencie był to dla mnie problem. Wtedy mama stała się dla mnie prawdziwym mesjaszem. 

Jak się okazało u mnie w domu stoi sporych rozmiarów flaszka Kirszu. No tak, ale obecnie znajduję się 85 kilometrów od mojego rodzinnego miasta. ZNAJOMI! Ha, to właśnie oni po raz kolejny okazali się być dla mnie prawdziwym wybawieniem. Jeden z nich musiał coś załatwić w Krakowie i mógł po drodze zabrać mi tak bardzo potrzebny alkohol. 

Wieczorem, razem ze wszystkimi potrzebnymi składnikami zabrałem się za gotowanie. Wtedy uzmysłowiłem sobie, że każdy przepis pojawia się na moim talerzu, po zmroku. Być może niektórzy mają rację. Nigdy nie mogę się z niczym wyrobić na czas, ale przecież to nie moja wina. Złośliwość rzeczy martwych....

wtorek, 17 września 2013

BABKA ZIEMNIACZANA + ŻEBERKA DUSZONE W ZIOŁACH


Wraz z rozpoczęciem projektu zacząłem oglądać archiwalne odcinki "Kuchennych Rewolucji". Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo początkowe odcinki programu różnią się od tych, które teraz emituje stacja TVN. Nie wiem czy te nowe są lepsze, na pewno bardziej dramatyczne. 

Przez ostatnie kilka dni opiekowałem się mieszkaniem dobrego znajomego. Wyjechał na wakacje... W ostatni wieczór postanowiłem troszeczkę nabrudzić mu w kuchni i coś ugotować. Tym razem wyjątkowo padło na dwa przepisy. Babka ziemniaczana była pewniakiem. Zwłaszcza po obejrzeniu odcinka "Kuchennych...", gdzie grała ona główną rolę na kolacji. Nasłuchałem się ochów i achów. Obok wytworu ziemniaczanego, koniecznie chciałem aby na talerzu znalazło się jakieś mięso. Ostatecznie podjąłem się przyrządzenia żeberek duszonych w ziołach.

Los chciał, że odwiedził mnie wtedy mój przyjaciel. Bez niego nie udało by mi się wszystkiego przygotować w tak szybkim czasie. Obranie 2kg ziemniaków wymaga ogromnych poświęceń. Zwłaszcza, gdy mają rozmiar kurzych jajek. 

Babka ziemniaczana zawładnęła naszym sercem. Niesamowity smak ciepłych kartofli z sosem śmietanowym z rzodkiewką jest absolutnym hitem! Skwarki też robią swoje. Jak tylko spotkam się z rodzicami muszę im się pochwalić nową potrawą, którą nauczyłem się robić. Coś niezwykłego. Nie dziwię się podekscytowanym gościom restauracji Panorama. 

Bardzo mi było przykro, kiedy okazało się, że żeberka zostają daleko w tyle, jeżeli chodzi o smak. Jestem stuprocentowym mięsożercą. Nie potrafię wytrzymać bez potraw mięsnych, dłużej niż tydzień. Niestety tym razem okazało się, że świniak spadł na drugi plan, chociaż nie wiem czy nie na trzeci. Nie jestem pewien czy to wspaniały smak babki sprawił, że wszyscy tak bardzo krytykowali żeberka, czy mieszanka przypraw po prostu wszystkim nam nie spasowała. Być może ja wykonałem przepis nie tak jak należy? Nie wiem czy dać im jeszcze jedną szansę i spróbować jeszcze raz niedługo? Muszę się poważnie nad tym zastanowić.

sobota, 14 września 2013

CHŁODNIK LITEWSKI


Trochę czasu minęło od mojego ostatniego wpisu. Przez ten czas jadłem, starałem się odkrywać nowe smaki i poznawać produkty zupełnie mi obce. Dowiedziałem się również kilku dość zaskakujących rzeczy jak fakt, że w restauracji orientalnej nie trzeba znać sztuki gotowania ryżu. Zamawiając chrupiącego kurczaka na ostro, nie spodziewałem się, że dostanę na talerzu mocno wysuszony, wczorajszy ryż. Wydawałoby się, że ryż w azjatyckiej restauracji powinien być numerem popisowym. Odpowiednio gotowany, w specjalnym garnku, dopieszczony na maxa. Jak widać bardzo się pomyliłem. 

Kilka dni temu, poszedłem na targ warzywny, by kupić mojej śwince morskiej, świeże warzywa. Właśnie tam na miejscu poczułem, że muszę przygotować coś świeżego, lekkiego i zdrowego. Przypomniałem sobie, że Magda Gessler w książce "Kuchenne Rewolucje" proponuje chłodnik litewski. Piękne, zielone pęki botwiny i szczypiorku same zachęcały by je kupić. Udało mi się wrócić do domu z cudowną siatą pełną kolorowych warzyw. 

Za "gotowanie" zabrałem się bardzo późno, ponieważ tamtego dnia byłem w pracy. Jestem osobą bardzo upartą, dlatego chłodnik musiał pojawić się na talerzu jeszcze tego samego wieczoru. Można powiedzieć, że przeżyłem swój pierwszy raz. Nigdy wcześniej nie próbowałem zupy, którą się je na zimno. Dlatego ten przepis był dla mnie sporym wyzwaniem. Wiedziałem, że smak musi być wyrazisty. Ostry, słony i jednocześnie słodki. Chyba udało mi się osiągnąć perfekcje. Koleżanki z pracy były zachwycone. Wyznaję zasadę, że gotuję dla innych, dlatego ekipa "Czułego Barbarzyńcy" w Krakowie musiała posmakować chłodnika. 

Szkoda tylko, że koniec końców ja nie byłem zachwycony. Tak zupa może i była pyszna, ale osobiście odkryłem, że chłodnik nie pobił mojego serca. Denerwowały mnie ogórki, rzodkiew zalane zimnym płynem. Przepis na pewno sprawił, że sam dowiedziałem się czegoś nowego o sobie. Tak wiem, pogoda nie sprzyja zajadaniem się zimnymi potrawami. Dla mnie nie ma to jednak żadnego znaczenia.... Jestem pewien, że nie prędko wrócę do chłodnika litewskiego. 

środa, 11 września 2013

PIEROGI RUSKIE Z MIĘTĄ



Przepis na pierogi ruskie z miętą zapamiętam do końca życia. Nie chodzi o to, że jego wykonanie zajęło mi dużo czasu, ale o wydarzenia, które mu towarzyszyły. Ktoś pozwolił sobie naruszyć moją własność i zabrać wszystko co świeci. Taka już natura złodzieja, nie przejmuje się, że coś może mieć sentymentalną wartość, nie wspominając już o tej materialnej. Dla moich rodziców, był to prawdziwy cios, zastać własny dom uszkodzony i "wybrakowany". Całe to zdarzenie, stało się dla mnie blokadą, która uniemożliwiała mi stanąć przy garnkach. 

Wczoraj, kiedy emocje już opadły wreszcie dorwałem się do kuchni. Mogłem rozpocząć lepienie piegów. Zapraszając dwóch panów M. zapomniałem, że jeden z nich jest wegetarianinem. Pierogi z kapustą i Grzybami były dla mnie w tym momencie jedyną deską ratunku. Przecież nie przyjmę gości, nie mając ich czym poczęstować. Aby kolacja była jeszcze ciekawsza, na stole pojawiły się jeszcze pierogi z kaszanką z książki "Kocham Gotować" oczywiście autorstwa Magdy Gessler.

Koniec, końców było naprawdę pysznie. Zamiast jednego rodzaju pierogów, wyszły trzy. Mam jednak dwie rady dla siebie na przyszłość: nie kupować mąki "Lubella - idealna do piegów" oraz dodawać więcej mięty do ruskich. Dziesięć listków mięty, które są podane w przepisie, przy reszcie składników zwyczajnie ginie. Nie pozostawiają nawet śladu świeżego smaku. Chyba, że ktoś ma miętę, której listki mają po 3 centymetry, wtedy dziesięć przepisowych wystarczy. Moja roślinka jest zdecydowanie mniejsza.

Kolacja się udała. Mój projekt sprawił, że jeden z panów M. po raz pierwszy jadł kapustę kiszoną. "Nienawidzę jej zapachu" - krzyczał. Szybko zmienił zdanie - zapach to nie wszystko. Drugi M. sceptycznie podchodził do kaszanki. Krzywił się i zabierał się do degustacji ponad 10 minut. Po pierwszym kęsie, nie zdążyłem się obrócić kiedy reszta piegów zniknęła z talerza. 

Co prawda wieczorem, byłem bardzo zmęczony. Po ulepieniu około 200 pierogów ręce mi odpadały (tak wiem, to może nie jest wiele, ale nie mam jeszcze wielkiej wprawy). Pozostała wielka satysfakcja, że wieczór się udał, a goście wyszli z zadowolonymi brzuchami ;) Nie ma nic lepszego niż podać na stół smakołyki, własnoręcznie robione, ludziom których kochasz. Kiedy na dodatek, z uśmiechniętymi minami przyznają, że jest PYSZNIE, to satysfakcja jest niebywała. Ja uwielbiam to uczucie.

niedziela, 8 września 2013

ZUPA GULASZOWA


Do sklepu wybrałem się późnym wieczorem, ponieważ cały dzień byłem w pracy. W sobotę o godzinie 17 mogłem pójść jedynie do hipermarketu, za którym nie przepadam. Nie lubię kupować w ogromnych sklepach, gdzie można znaleźć wszystko. Wyprawa trwa wtedy w nieskończoność. Przejście z jednego końca marketu na drugi trwa 20 minut. Niech się martwi ten, który zapomni chleba, a już stanowczym krokiem zmierzał do kasy. Ja coś o tym wiem. Zawsze o czymś zapominam. Tak było też wczoraj, kiedy już praktycznie jedną nogą stałem przy wyjściu i zorientowałem się, że zapomniałem kupić wołowiny na wywar mięsny. 

Dobra przyznam się szczerze, byłem mega zmęczony. Być może dlatego wypad do sklepu pamiętam jak wyprawę w Himalaje. Cały dzień spędziłem z dziećmi, gdzie najstarsze z nich miało może 5 lat. Dzieciaki biegały, nieustannie dając o sobie znać. Jakby na siłę chciały przekazać "TAK MY WCIĄŻ TU JESTEŚMY". Po 6 godzinach, nadal musiałem stać za barem i parzyć kawę z uśmiechem. Taka praca. 

Zamiast gnać czym prędzej do domu i odpocząć, ja podjąłem wyzwanie i postanowiłem rozpocząć projekt. Po niespełna dwóch godzinach, udało mi się dotachać siatki do domu. JESTEM! Zakupy, kuchnia i ja. Od teraz mam jeden cel: ugotować wywar, pokroić co trzeba w kostkę i doprowadzić przepis do końca. Ilość składników sprawiła, że bałem się, że zupa wyjdzie mdła. Pomyliłem się. Aromat cudownie unosił się po całym mieszkaniu, a moi współlokatorzy nie mogli się doczekać kiedy skończę. 

Tak serio to nie wiem skąd wziąłem tyle energii, by stać na nogach kolejne 2 godziny. Krojąc paprykę, zapomniałem, że jeszcze kilkanaście minut temu moim największym marzeniem była kąpiel i moje łóżko. Kuchnia na mnie zdecydowanie działa pozytywnie. Na zegarku wybiła godzina 22, a my dopiero skończyliśmy jedzenie. Intensywny smak papryki sprawił, że koniecznie chciałem iść po dokładkę. Dwa razy się zastanowiłem i odpuściłem. Jest późno, o tej porze nie powinno się zapychać. "Będzie na jutro".

Pierwszy przepis jaki postanowiłem zrealizować okazał się być prawdziwym skarbem. Muszę obiecać znajomym, że kiedyś gulaszową zrobię również dla nich. Wczorajszy wieczór sprawił, że mam jeszcze większą ochotę na przebrnięcie przez cały projekt. Rozpływać się w pozostałych daniach, tak jak robiłem to wczoraj... Pycha. Do końca projektu zostało mi jeszcze 47 pyszności, które z rozkoszą będę gotował nie tylko dla siebie, ale również dla moich bliskich. 

sobota, 7 września 2013

NA POCZĄTEK


Tak naprawdę nigdy nie wiem jak rozpoczynać bloga. Nie potrafię znaleźć złotego środka, jeżeli chodzi o "idealny pierwszy post". Z tyłu głowy mam jedno - musi być genialnie - koniec końców wychodzi dziwacznie. 

O CO CHODZI?

Kilka lat temu pierwszy raz zobaczyłem film "Julie i Julia", w którym się bezgranicznie zakochałem. Postanowiłem wtedy, że kiedyś stworzę bloga związanego z gotowaniem. Zacząłem się bardziej interesować kulinariami - czytałem książki, przeglądałem gazety, magazyny, że nie wspomne o różnych kulinarnych programach telewizyjnych. Szukałem przy okazji osoby, która zostałaby moim mentorem i w pewnym momencie zorientowałem się, że w większości moich kuchennych przemyśleń pojawia się jedna, konkretna postać. Magda Gessler

Podobnie jak bohaterka filmu, za cel biorę sobie zrealizowanie wszystkich przepisów z książki kucharskiej. Moim celem jest posmakowanie każdej potrawy z książki "Kuchenne Rewolucje" autorstwa Magdy Gessler. Oczywiście musi pojawić się meta. Moją metą będzie 8. marca 2014 roku. Daję sobie dokładnie pół roku na ugotowanie wszystkich dań. Czy uda się? Nie wiem. Jestem osobą, która zaczyna wiele projektów, szybko je porzuca i nigdy nie kończy. Z biegiem czasu poznacie mnie bliżej i może się o tym przekonacie. Najczarniejszym scenariuszem byłaby sytuacja, w której blog zasypie kurz i projekt zostanie przerwany. Jednak to nie powinno się wydarzyć!


KIM JESTEM?
Na co dzień studentem Dziennikarstwa. Dorywczo baristą w klubokawiarni. Często pasjonatem kuchni. Leniwym acz wysoko mierzącym ignorantem. Zadowolonym z życia, często zastanawiającym się nad przyszłością, młodzieńcem. Szukałem swojej ścieżki. Mam nadzieję, że znalazłem ją tutaj. Przynajmniej na kolejne pół roku. 

Startuję jutro....